sobota, 23 listopada 2013

Festivalo de belorusa kulturo

Dum lastaj tagoj mi partoprenis Festivalon de Sendependa Belorusa Kulturo. Okazis renkontiĝoj de opoziciaj politikistoj kaj verkistoj. Koncertis Lavon Volski, fama belorusa muzikisto. Temoj estis diversaj, lingvo, historio, literaturo, situacio de pola minoritato en Belorusio ktp.
Ne ĉiam estis dolĉe. Unu el partoprenantoj diris, ke dum lia infanĝo polaj partizanoj venis al lia vilaĝo, demandis kie estas instruistino de belorusa lingvo kaj mortigis ŝin kun tuta familio. Ŝokis min tio, ĉar kutime ni opinias, ke polaj partizanoj dum dua mondmilito estis herooj. Kaj mi vidas nenion heroan en mortigado de nearmitaj, senkulpaj homoj.
Ni spektis ankaŭ filmon pri belorusaj opoziciistoj. Post projekcio evidentiĝis, ke en ĉambro ĉeestas patro de viro pri kiu estis filmo (ne ĉiuj faktoj kongruas, tio ne estis dokumento, veraj okazaĵoj nur inspiris scenarion). Li diris, ke vero estis tia, ke li aŭdis per telefono, kiam batis lian filon en armea malsanulejo. Kaj ke aktoroj post tiu filmo havis problemojn en Belorusio.
Estis malfacilaj momentoj. Aliflanke mi ĝojas, ke mi vivas en lando, en kiu povas okazi similaj renkontiĝoj kaj ni povas libere paroli pri tiaj aferoj. En Belorusio tio ne eblas. Mi esperas, ke situacio kiel eble plej rapide ŝanĝiĝos kaj belorusoj ankaŭ vivos en normala, demokratia lando sen perforto kaj malliberigado de kontraŭregistaraj homoj.

Ostatnio wzięłam udział w Festiwalu Niezależnej Kultury Białoruskiej. Odbyły się spotkania z opozycyjnymi działaczami i twórcami. Wystąpił Lavon Volski, znany białoruski muzyk. Tematy były różne, język, historia, literatura, sytuacja mniejszości polskiej na Białorusi itp.
Nie zawsze było miło i słodko. Jeden z uczestników powiedział, że pamięta z dzieciństwa jak do jego wioski przyszli polscy partyzanci, zapytali gdzie jest nauczycielka języka białoruskiego i później ją zastrzelili z całą rodziną. Zszokowało mnie to, bo zwykle przedstawia się żołnierzy AK jako bohaterów. Nie widzę nic heroicznego w mordowaniu nieuzbrojonych, niewinnych ludzi.
Oglądaliśmy też film "Żywie Biełaruś!". Po projekcji okazało się, że na sali znajduje się ojciec mężczyzny, którego losy przedstawia film (oczywiście nie jest to dokument, więc wiele faktów jest zmienionych, prawdziwe wydarzenia tylko zainspirowały scenariusz). Powiedział on, że prawda była taka, że słyszał przez telefon, jak biją jego syna w szpitalu wojskowym. I że aktorzy mieli po tym filmie problemy na Białorusi.
Były trudne momenty. Z drugiej strony cieszę się, że żyję w kraju, w którym mogą odbywać się podobne spotkania i możemy swobodnie rozmawiać o takich sprawach. W Białorusi jest to niemożliwe. Mam nadzieję, że sytuacja jak najszybciej ulegnie zmianie i Białorusini też będą żyć w normalnym, demokratycznym kraju bez przemocy i aresztowań działaczy antyrządowych.

0 komentarze:

Prześlij komentarz