sobota, 27 lipca 2013

Manko de ponto

Kiel mi skribis antaŭe, mi partoprenis festivalon "Herbejo". Kompreneble trajno malfruiĝis. Poste mi eksciis eĉ, ke en alia trajno, kiun mi vidis surstacie, estis incendio. Tio eble estas kialo de malfruiĝo (nia trajno venis pli ol duonhore tro malfrue). Jam vespere ni atingis lokon de koncertoj, bonŝance ni petveturis kun organizantoj, kiuj revenis al urbo preni grandan torton por unu el muzikgrupoj. Ni starigis nian tendon kaj poste iris aŭskulti koncertojn. Homoj estis nek multaj, nek malmultaj. Kaj koncertoj same estis nek bonaj, nek malbonaj. Post ili, ĉirkaŭ unua horo nokte, ni iris dormi.
Matene vekiĝis nin terura varmego ene de nia tendo. Ni ne plu povis resti tie. Rapide ni pakis ĉion kaj foriris. Ni volis viziti apudajn urbojn, montojn, kastelojn ktp. Bedaŭrinde estis tro varme kaj preskaŭ pli ol duono de nia vojo estis sen ombro. Mi rapide laciĝis, des pli, ke mi havis mian grandegan dorsosakon kaj tendon ene. Kaj mi havis malkomfortajn ŝuoj.
Iel ni atingis nian unuan celon. Ni iris al vendejo, aĉetis akvon kaj glaciaĵon. Ni ekpensis, ke ni povas lasi dorsosakojn, aŭ almenaŭ mian dorsosakon en vendejo kaj viziti urbon sen pezaĵoj. Ni demandis vendistinon kaj ŝi konsentis. Ni lasis nur mian dorsosakon kun tendo kaj amikino prenis sian por nia promeno. Fakte ni iris al nefukcianta jam ŝtonmino. Iam ni estis tie kaj tio estas grava loko por ni. Kvankam antaŭ kelkaj jaroj mortis en tiu loko du knaboj (verŝajne pro tio estas kruco ene de akvo) kaj eliro tien estas nun malpermesita. Sed ŝajnas al mi, ke ne multaj polaj oficiistoj aŭ policiistoj konas Esperanton kaj legas mian blogon, do eble neniu punigos min:) Tie estas fotoj de tiu ĉi ŝtonmino.
En ŝtonmino estis belege, ĉar nun tie estas lageto. Ĝi estas belkolora. Poste ni volis petveturi al najbara vilaĝo kaj ni jam ian fojon iris tra la tuta urbeto por trovi ĝustan elveturan straton. Ni elektis lastan haltejon. Kaj preskaŭ tuj iu halstigis por ni. Bedaŭrinde ne por preni nin kaj pakaĵojn, sed por diri, ke per tiu vojo ni certe ne atingos nian celon, ĉar oni remontas ponton kaj ĝi estas fermita. Do bedaŭrinde ni devis iri ankoraŭ kelkajn kilometrojn per asfalto. Je la komenco ni planis viziti ankaŭ lokalan kastelon, sed miajn piedojn jam tro doloris, do kiam ni alvenis al urbo, el kiu ni volis petveturi al kastelo, ni ŝanĝis planojn. Mi volis jam reveni hejmen. Eble duonhoro amikino provis haltigi iun, sed neniu reagis. Finfine prenis nin du junuloj revenantajn el montaroj. Ili mem petveturas ofte, do ili volonte haltiĝis por ni kaj tio ne estis por ili problemo. Ni parolis pri diversaj aferoj, inter alie interesaj historioj ligitaj al petveturado. Bedaŭrinde ili ne loĝis en nia urbo, sed en apuda. Do ili lasis nin ĉe haltejo, kie ni denove petveruris. Sed tiam ni jam ne tiel longe atendis. Preskaŭ tuj prenis nin iu ulo. Eble iomete stranga (kalva, nigre vestita ktp.), tamen li veturigis nin al nia urbo.
Ekskurso estis bona, kvankam mi nun lacas kaj piedoj min doloras. Mi planis reveni dimanĉe, sed mi venis jam hodiaŭ, kio plaĉas al mi. Espereble mi ankoraŭ multajn similajn ekskursojn partoprenos ĉi somere. Proksimajn kaj malproksimajn.

Jak pisałam ostatnio, pojechałam na przegląd piosenki. Oczywiście pociąg się spóźnił. Później dowiedziałam się nawet, że w innym pociągu, który w tym czasie stał na stacji i który widziałam, zapaliła się lokomotywa. Może dlatego nasz się spóźnił tyle czasu (ponad pół godziny). Wieczorem doczłapałyśmy się na miejsce koncertów, na szczęście przez część drogi podwieźli nas organizatorzy, których przypadkowo złapałyśmy na stopa, jak wracali z miasta z wielkim tortem dla jednego z zespołów. Rozbiłyśmy namiot i poszłyśmy posłuchać koncertów. Ludzi było ani dużo, ani mało. Podobnie z koncertami, ani dobre, ani złe. Po ostatnim występie poszłyśmy spać, koło pierwszej w nocy.
Rano obudził nas zaduch w namiocie. Był taki upał, że nie dało się wysiedzieć w środku. Szybko wszystko spakowałyśmy i ruszyłyśmy w drogę. Chciałyśmy odwiedzić okoliczne miasteczka, góry, zamki itp. Niestety było zbyt gorąco, a większość trasy prowadziła w słońcu, bez żadnego cienia. Szybko się zmęczyłam, tym bardziej, że miałam swój wielgachny plecak, a w nim namiot. I niewygodne, obcierające buty. 
Jakoś doszłyśmy do pierwszego z naszych celów. Znalazłyśmy sklep, kupiłyśmy wodę i lody. Wymyśliłyśmy, że może zostawimy plecaki w sklepie, żeby iść pozwiedzać miasto bez ciężarów na plecach. Zapytałyśmy i sprzedawczyni zgodziła się. Zostawiłam swój plecak z namiotem, a koleżanka lżejszy plecak wzięła ze sobą na naszą przechadzkę. Widziałyśmy bardzo ładne i ciekawe rzeczy:)
Po odebraniu plecaków ze sklepu chciałyśmy złapać stopa do sąsiedniej miejscowości i któryś już raz przeszłyśmy całe miasteczko, żeby znaleźć wylotówkę. Wybrałyśmy ostatni przystanek. I prawie od razu ktoś się nam zatrzymał. Niestety nie po to, żeby nas wziąć, ale po to, żeby nas poinformować, że tą ulicą nigdzie nie dojedziemy, bo most jest w remoncie i samochody tędy nie jeżdżą. Wszystkie zawracają kawałek dalej. Musiałyśmy więc iść kilka kilometrów z buta, oczywiście asfaltem, oczywiście w pełnym słońcu. Na początku miałyśmy w planach odwiedzić pobliski zamek, ale obtarte stopy i ciężki plecak mocno dawały mi się we znaki, więc kiedy dotarłyśmy do wsi, z której chciałyśmy podjechać okazją do zamku, zmieniłyśmy plany. Chciałam już wracać do domu. Koło pół godziny koleżanka próbowała zatrzymać jakiś samochód, ale nikt nie reagował. W końcu zabrało nas dwóch chłopaków wracających z gór. Sami często jeżdżą na stopa, więc chętnie się dla nas zatrzymali i nie był to dla nich żaden problem. W trakcie jazdy gadaliśmy o różnych rzeczach, m.in. o ciekawych autostopowych historiach. Niestety nie mieszkali oni w naszym mieście, tylko w sąsiednim. Wysadzili nas na przystanku, skąd dalej łapałyśmy stopa. Ale długo nie musiałyśmy czekać, bo już po kilku minutach zatrzymał się jakiś facet. Może trochę dziwny (łysy, ubrany na czarno itp.), ale zawiózł nas do miasta.
Wycieczka była fajna, chociaż jestem teraz zmęczona i bolą mnie nogi. Planowałam wrócić w niedzielę, ale wróciłam dzisiaj, z czego właściwie się cieszę. Mam nadzieję, że w czasie wakacji będę miała jeszcze wiele okazji do odbycia podobnych wycieczek. Dalekich i bliskich.

1 komentarze: